I zaczął się ten długo oczekiwany 2012 rok. Co roku, z pierwszym dniem stycznia słyszę wszędzie o noworocznych postanowieniach, obietnicach i założeniach. Jakoś nigdy nie miałam zwyczaju osobiście robić takich postanowień, szczególnie tych nieco bardziej „przyziemnych”, a jednak najczęściej słyszanych dookoła, jak np.: „W tym roku schudnę, zacznę ćwiczyć, rzucę palenie, nauczę się hiszpańskiego, będę jeździć na rowerze, zrobię prawo jazdy itp., itd."
Nowy Rok natomiast był dla mnie zawsze pretekstem do przeanalizowania tego, co minione, doświadczone i dokonane w kończącym się roku. Jednak przede wszystkim był sposobnością do przypomnienia sobie i odkurzenia moich własnych, skrywanych głęboko marzeń, które zgubiły się gdzieś po drodze w ferworze pędzącego coraz szybciej roku, przyziemnych obowiązków, strachu, obaw i zwątpienia. I tak właśnie początek roku to dla mnie czas, w którym nabieram dystansu do siebie i świata, świeżego spojrzenia, nowej energii i odwagi do działania. Marzenia wreszcie wychodzą na pierwszy plan, a cały rok jest jak biała kartka do zapisania, gdzie nie ma rzeczy niemożliwych, i tylko ode mnie zależy, co zostanie na niej nakreślone, jak wiele z tych marzeń stanie się rzeczywistością.
Far Far Hill |
Nowy Rok natomiast był dla mnie zawsze pretekstem do przeanalizowania tego, co minione, doświadczone i dokonane w kończącym się roku. Jednak przede wszystkim był sposobnością do przypomnienia sobie i odkurzenia moich własnych, skrywanych głęboko marzeń, które zgubiły się gdzieś po drodze w ferworze pędzącego coraz szybciej roku, przyziemnych obowiązków, strachu, obaw i zwątpienia. I tak właśnie początek roku to dla mnie czas, w którym nabieram dystansu do siebie i świata, świeżego spojrzenia, nowej energii i odwagi do działania. Marzenia wreszcie wychodzą na pierwszy plan, a cały rok jest jak biała kartka do zapisania, gdzie nie ma rzeczy niemożliwych, i tylko ode mnie zależy, co zostanie na niej nakreślone, jak wiele z tych marzeń stanie się rzeczywistością.
Bo marzenia, choć dla wielu tak nierealne i dalekie, naprawdę się spełniają. Najważniejsze, to przede wszystkim mieć marzenia. Co więcej, mieć jasno sprecyzowane marzenia. Jednak wiedzieć, czego się chce, o czym się marzy, to nie wszystko. Pewnie nie jedna z nas marzyła o doświadczaniu wspaniałych rzeczy, zdarzeń, relacji etc., jednak rzadko kiedy udawało nam się je faktycznie przeżywać.
Często dzieje się tak dlatego, że marzenie to tylko punkt wyjściowy, a nie istota sama w sobie. Jedną z istotniejszych rzeczy jest siła marzenia - jak bardzo czegoś pragniemy, jak pożądamy, jak silne są nasze uczucia i emocje względem danej kwestii. Często ludzie mówią: „Ale ja naprawdę marzę o tym, aby być bogatym/bardziej rozwiniętym duchowo/zdrowym etc.” Ale czy oby na pewno? Czy to do czego dążymy, czego pragniemy nie jest tylko jedną z koncepcji narzuconych nam przez otoczenie? Czy standard ogólnie przyjętego dążenia do bogactwa nie przełożył się na naszą potrzebę bogacenia się? Bogactwa, którego wewnętrznie, gdy tak naprawdę szczerze spytamy samych siebie, może wcale nie potrzebujemy. Czy rozwój duchowy (wewnętrzny), który obecnie stał się wręcz modą, rzeczywiście jest naszym głębokim pragnieniem? Czy może chcemy po prostu „dorównać” koleżance, która odnosi w tej dziedzinie niezwykłe sukcesy. Czy naprawdę chcemy być zdrowe? Czy może jednak wolimy być chore, aby ludzie mogli nam współczuć i troszczyć się o nas?
To jest tylko kilka teoretycznych przykładów, ale tak naprawdę porównywalne podejście możemy zastosować względem wszystkiego, co nas otacza. Dopóki nie wypracujemy w sobie uczucia pełnego, czystego, bezwarunkowego pragnienia danej „rzeczy”, pragnienia zgodnego z naszą najgłębszą istotą, nie będziemy w stanie spełnić własnego marzenia.
Często ludziom wydaje się, że muszą bardzo się starać, żeby marzenia wreszcie się zrealizowały. Jednak im bardziej się staramy, im więcej wysiłku w coś wkładamy, im bardziej o coś walczymy, tym bardziej blokujemy przepływ pozytywnej energii, a tym samym możliwość realizowania się naszych celów, a co za tym idzie, również marzeń. Aby uwolnić się od tego toksycznego schematu, ważne jest, abyśmy nauczyły się „puszczać”.
„Puszczanie”, to świadome uwalnianie się od blokad, lęków i obaw. To pozbywanie się barier i poczucia braku. I nie mówię tu o skrajnym odpuszczaniu sobie wszystkiego, lecz o zdrowym zbalansowaniu i zharmonizowaniu naszej codzienności, szczególnie w odniesieniu do negatywnych emocji i doświadczeń. Moje własne życie często płynęło pod prąd. Osiągałam cele wielkim kosztem, zmagając się i walcząc z wszelkimi kłodami, jakie rzucano mi pod nogi. Dopiero, gdy nauczyłam się „wyluzowywać” i „puszczać” wszystko, co powodowało we mnie napięcia, stres i strach, gdy szczerze zaufałam sobie i światu, życie po raz pierwszy zaczęło płynąć z nurtem, tak naturalnie i pozytywnie. Stało się tak, ponieważ gdy naprawdę „puszczamy”, energia wszechświata może swobodnie przez nas przepływać, a nasze marzenia i cele mają wreszcie przestrzeń i siłę, żeby móc przybierać realne kształty.
Chcenie czegoś, marzenie o tym i „puszczanie” tego co negatywne, to jednak nie wszystko. Aby pomóc naszym marzeniom, kluczowe jest, abyśmy myślały i mówiły o nich tak, jakby już były rzeczywistością lub (dla tych bardziej opornych) jakby chociaż się nią stawały. Jest to tzw. afirmacja i wizualizacja. „Myśl o tym, że czegoś chcemy, jest oświadczeniem wobec wszechświata – stwierdzeniem prawdy – którą wszechświat potem wprowadza do mojej rzeczywistości. (…) Z chwilą, gdy wypowiesz słowa “Ja chcę” (czegokolwiek), wszechświat odpowiada “Zaiste chcesz” i zsyła dokładnie to doświadczenie – doświadczenie “chcenia” tego!” („Rozmowy z Bogiem”, księga II, N.D. Walsch). Nic poza tym! Dlatego tak ważne jest afirmowanie i mówienie o naszych marzeniach w formie dokonanej – „ja mam”, „ja jestem”, „ja tworzę” etc., a nie w formie „chcenia” – „ja chcę”. Co więcej, pozytywne wizualizowanie naszych pragnień w największych detalach, precyzowanie szczegółów i tworzenie „tablicy marzeń” pozwala nam uzyskać dokładny, niemal realny obraz tego, o czym marzymy. A stąd już jedynie mały krok do faktycznego urzeczywistnienia naszych pragnień.
Jednak kwestią najważniejszą, ogniwem zespalającym powyższe elementy i jednym z największych czynników motywujących jest wiara (proszę nie mylić jej tu z czysto religijnym aspektem). To właśnie siła wiary zwiększa moc i realność danego marzenia. Szczera wiara w spełnienie naszego marzenia i powodzenie celów, to często forma przyzwolenia sobie na nie – przekonanie siebie samej, że naprawdę zasługujemy na to, o czym marzymy, że jesteśmy warte tego, czego pragniemy i z ogromną łatwością możemy to osiągnąć. Wystarczy uwierzyć i zacząć działać :)
Wszystkie te czynniki stanowią nieodzowną część całego procesu tworzenia. Wzajemnie się uzupełniając, tworzą komplementarną całość. Wszystkie są od siebie zależne i każdy ma ogromny wpływ na właściwe działanie pozostałych. Dlatego tak ważne jest, abyśmy pamiętały o każdym z nich, gdy zaczniemy odkurzać stare marzenia i szkicować te nowe – spełnienia których życzę każdej z Was w tym 2012 roku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz