Rassouli Art |
Ten tekst dedykuję wszystkim kobietom, które uważają, że potrzebują dodatkowego dnia w tygodniu, aby odpocząć i zająć się sobą.
W ferworze obowiązków domowych, pracy zawodowej, opiekowania się dziećmi, czas dla siebie zawsze odkładamy na później. Uważamy, że „musimy” wyrobić się z tą całą pracą, która tak naprawdę nigdy się nie kończy. Mamy ambicje aby być super pracownicami, idealnymi paniami domu, doskonałymi matkami, żywiołowymi kochankami. A do tego wyglądać zawsze pięknie. Hmm, tak na marginesie – czy to są nasze ambicje, czy może społeczny wymóg?
Obserwuję kobiety z mojego otoczenia, które funkcjonują w systemie ciągłego biegu - działać i produkować, działać i produkować. Nawet gdy pojawia się choroba, która jest wołaniem organizmu o odpoczynek, one nie zwalniają. Biorą antybiotyk – i do przodu.
Mój M., wniosek, o potrzebie ósmego dnia w tygodniu, skwitował stwierdzeniem, że chyba ma być po to, żeby nadrobić zaległości z poprzednich siedmiu dni. Coś w tym jest.
Pamiętam sytuacje z dzieciństwa, gdy moja mama, będąc zmęczona pracą domową, obowiązkami i nami - dokazującymi dziećmi, ostrzegała, że wszystko rzuci i „pójdzie w świat”. Teraz, gdy jestem już dorosłą kobietą, w kieracie dnia codziennego, uważam, że od czasu do czasu „pójście w świat” jest niezbędne dla zdrowia psychicznego, emocjonalnego i duchowego. Trzeba mi czasem „pójść w świat”, po to aby odpocząć, skupić się na sobie i swoich potrzebach, zregenerować siły, nabrać energii do działania. Stworzyć sobie ósmy dzień tygodnia. Nikt mi go łaskawie z góry nie przydzieli. Jeżeli sama w pierwszej kolejności nie zadbam o siebie, nikt za mnie nie zrobi. Pozostanie mi frustracja i narzekanie w stylu: „ja to wszystko dla nich i żadnej wdzięczności”. Hmm.... skądś znam te słowa. A Wy?
„Pójście w świat” nie musi za każdym razem wymagać pakowania walizek i wyjazdu 150 km od domu – chociaż to też jest wspaniałe :) Usiąść na skąpanej w słońcu łące z widokiem na Karkonosze. Popijać kawę z termosu. Nic nie musieć. Iv – trzeba to powtórzyć :)
Na co dzień „pójście w świat” oznacza pozwolenie sobie na chwile wytchnienia, samotności i jak pisze Clarissa Pinokla Estés w „Biegnącej z wilkami”- powrót do domu – swojego wewnętrznego domu. Wewnętrzne odosobnienie jest dostępne każdej z nas tu i teraz, trzeba tylko sobie na nie pozwolić. Zatrzymać się. Znieruchomieć. W tej chwili. Nie myśleć o kolejnych sprawach do załatwienia, nie tworzyć list zakupów, nie rozpamiętywać przeszłych wydarzeń, nie projektować przyszłości, lecz wsłuchać się w ciszę podczas zwykłego zmywania naczyń, skupić się na chwili obecnej, jedynej która istnienie i oddychać głęboko. W ten sposób nawiązujemy kontakt z samą sobą, zaczynamy głębiej odczuwać swoje ciało i otwierać się na jego potrzeby. Spotykamy się z własną samotnością.
„Właśnie taki jest cel samotności – stać się jednią. Jest to lekarstwo na tak powszechne u współczesnych kobiet wewnętrzne rozbicie (…) Samotność nie wiąże się z brakiem działania, jak się niektórym zdaje. Jest raczej darem i błogosławieństwem jakim obdarza dzika dusza” (Clarissa Pinokla Estés, Biegnąca z wilkami)
Pięknie napisane :) Jak głosi Starszyzna Kobiet: Wydobycie zbiorowej mocy kobiet możliwe jest przez pogłębianie związku z własnym, wewnętrznym wymiarem kobiecości, który odczuć można szczególnie w ciszy i samotności.
OdpowiedzUsuń