poniedziałek, 31 grudnia 2012

Przyszłość jest w nas


Koniec roku to czas, kiedy mamy tendencję do analizowania i wspominania minionych 12 miesięcy ze swojego życia, ostatnich sukcesów, porażek, zrealizowanych planów i niespełnionych marzeń. To również czas, gdy z nadzieją zaglądamy w przyszłość, wierząc, że nowy rok przyniesie nam coś dobrego, wprowadzi zmiany i uzdrowi wszystkie niedoskonałości minionego okresu. 

Wiara jest pomocna, jednak to, czego doświadczymy w najbliższym roku - przyszłość, która zawita na próg naszej duszy, zależy tylko i wyłącznie od nas. Przyszłość zmienia się i ewoluuje zgodnie z tym, jak zmieniamy się i ewoluujemy my. Nie jest z góry ustalona. Nie ma wyznaczonych ścieżek. To dopiero my naszymi własnymi emocjami i myślami kreujemy naszą własną drogę - jedyną właściwą z tysiąca dostępnych, bo w tu i teraz.

Czym właściwie jest przyszłość?

Przyszłość leży wokół nas niczym olbrzymia trójwymiarowa pajęcza sieć o wielu niciach, a my znajdujemy się w jej centrum. Przyszłość nie jest czymś, co przychodzi do nas z zewnątrz. Nici tej sieci pochodzą z naszego własnego serca. Są one tworzone przez nasze bezustanne myśli i uczucia. Nasze wewnętrzne stany i różne emocjonalne wahania stwarzają niezliczone możliwe linie czasu.

Nie trzeba robić nic specjalnego, by to zaistniało. Dzieje się to po prostu dlatego, że jesteśmy słońcem, które samoistnie promieniuje na zewnątrz. W naszej naturze leży bycie Twórcą. Właśnie teraz poprośmy przyszłość - tę całą sieć linii czasu - aby pokazała nam nić, która właśnie w tej chwili świeci dla nas najjaśniej. Spytajmy: "Na czym mam się teraz skupić? W jakim kierunku mam teraz podążyć, aby móc wkroczyć w tę piękną i promienną przyszłość? Czego mam być teraz świadom/-a, w tym konkretnym momencie mojego życia?" Z centrum słońca, którym jesteśmy, przyjdzie odpowiedź, bądźmy na nią po prostu otwarci. Nasza dusza chce nas uspokoić  i zachęcić, byśmy połączyli się z pełną mocy, piękną przyszłością, która już czeka uśpiona wewnątrz naszej istoty.

Bądźmy świadomi, z jaką łatwością  ta przyszłość do nas przyjdzie. Nie musimy się o nią starać, czy nad nią pracować. Po prostu pozostańmy w Teraz. Poczujmy w swoim sercu, jak energia tej pięknej, jasnej przyszłości staje się częścią nas samych. W ten sposób przyciągniemy ją do siebie z większą łatwością. Poczujmy tą przepiękną przyszłość w naszym sercu i obudźmy ją poprzez czyste radowanie się nią. Bądźmy otwarci na jej wspaniałą wibrację. Niech rozkwitnie w naszym sercu, poczujmy ją w swoich dłoniach, i poprzez nasze otwarte dłonie pozwólmy jej  wpłynąć w głąb Ziemi. Gdy się to stanie, nasza przyszłość w naturalny sposób wypuści korzenie. Miejmy do nie zaufanie i pewność i odczujmy głęboko w sobie moc naszego słońca. Poczujmy je w swoim sercu, poczujmy je w swoim brzuchu, poczujmy je w swoich nogach. Pozwólmy tej słonecznej mocy uziemić się poprzez nasze stopy.

Żegnając w miłości, pokoju i akceptacji obecny rok, życzę Wam z głębi duszy, byście w 2013 roku odnaleźli nić, która świeci dla Was najjaśniej. Miejcie odwagę podążać nią zgodnie z głosem Waszego serca, nieprzerwanie wzrastając i odkrywając boskość swojej istoty.


Częściowo zapożyczone z www.jeshua.net
Z przekazu Pameli Kribbe

czwartek, 27 grudnia 2012

Wewnętrzne wzniesienie

Zapożyczone z: www.facebook.com
Wiele się działo przez ostatni okres. Energie się zmieniały, emocje szalały, a wraz z nimi zmieniała się wibracja nie tylko nasza, ale i całej Ziemi. Istoty Światła dzielnie pomagały nam przejść ten czas w spokoju i miłości, zakotwiczając boskie energie w naszym wymiarze. 

Był to intensywny czas dla nas wszystkich, gdzie trzeba było zmierzyć się z własnymi wewnętrznymi słabościami, strachem i obawami. Minione trzy dni ciemności, o których tak licznie wszędzie się rozpisywano, nie były stawieniem czoła nadchodzącemu końcu świata, lecz stanięciem twarzą w twarz z własnymi, głęboko ukrytymi demonami - ciemnością w nas samych.

To koniec starego, kiedy głównym naszym celem było i jest uwolnienienie się od niskich energii takich jak: złość, żal, gniew, smutek, zazdrość, zawiść, strach, lęk - na wszelkich płaszczyznach, w odniesieniu do obszarów dotyczących zarówno tego życia, jak i miniononych wcieleń. 

Ten oczyszczający proces trwa nadal i potrwa tak długo, jak długo każdy z nas indywidualnie będzie tego potrzebował oraz jak bardzo na to przyzwolimy. Wszelkie negatywne emocje, którymi dotychczas tak łatwo się karmiliśmy, zostają uwolnione, a w ich miejsce wchodzi czysta, bezwarunkowa miłość, współodczuwanie, poczucie jedności i ukierunkowanie na boską energię Światła. 

Choć sami może do końca nie zdajemy sobie z tego sprawy, nasza własna energia ulega wzniesieniu. Gdy w skupieniu wsłuchamy się w siebie lub spokojnie przyjrzymy się światu dookoła, zaobserwujemy, że energie zmieniają się wszędzie - że światło o poranku jest jakby jaśniejsze, że powietrze za oknem dziwnie drga, że miejsca, które dotychczas były znajome i przyjazne, budzą lekki niepokój, wydając się dziwnie obce...

Wibracja Ziemi się podnosi, a wraz z nią wzrastamy również my, zestrajając się z częstotliwościami wyższych wymiarów. Otwórzmy drzwi do naszych serc, a otworzymy wrota do kolejnych poziomów naszej boskiej egzystencji - do tego, kim naprawdę jesteśmy. Mamy w sobie nieograniczoną moc - wystarczy pozwolić... Wszechświat i Pracownicy Światła tylko czekają, by nam pomóc. 

niedziela, 16 grudnia 2012

Cud zimowego poranka

Zapożyczone z: www.facebook.com 

Wykorzystać każdą wolną chwilę na czas spędzony sam na sam ze sobą. Odnaleźć siebie w gonitwie codzienności, pracy i przyziemnych obowiązków - nie jest łatwo, a jednak...

Jeden z tych spokojnych, zimowych weekendów, kiedy nic nie musisz. I co z tego, że święta już tuż tuż i trzeba by zająć się domowymi porządkami. Najpierw trzeba zrobić porządek w sobie. Tak więc na spokojnie, wykorzystując pierwszą wolną chwilę od dawna, rozkoszuję się porankiem dnia - sennie, leniwie, powoli. 

Biała, zimowa aura za oknem dopełnia klimatu. Spowalnia dusza, tak jak spowolnił i ucichł cały świat pod grubą pierzyną śniegu. Ta cisza koi zmysły i uspokaja umysł.

Grube skarpety, ciepły wełniany sweter i...gar z czarną, aromatyczną mazią, która gotuje się na piecu. Zapach świeżo zmielonej kawy z garścią cynamonu, imbiru i szczyptą kardamonu zniewala, rozchodząc się przyjemnie po całym domu. Magia zimowego poranka zaczyna działać.

Do tego dodać drewno wolno skwierczące w kominku, płomienie muskające swym ciepłem domowy chłód i wielki, wygodny fotel, który zaprasza, by się w niego zanurzyć. Tak niewiele potrzeba, by rozkoszować się błogością nowego dnia. 

Ciepły, zimowy koc, kubek gorącej kawy i można zanurzyć się w siebie, spokojnie, powoli, bez wyrzutu...

sobota, 15 grudnia 2012

Skup się na swoim sercu


Grudzień to czas otwierania się portali do innych wymiarów. To czas wznoszenia się energii i podnoszenia wibracji zarówno Matki Ziemi, jak i ludzkości. To magiczny moment, w którym wszystko ulega zmianie, otwiera się, ewaluuje i wzrasta. 

Zaczynają się dziać niesamowite rzeczy. To, co kiedyś trudne do wyobrażenia, będzie teraz na wyciągnięcie ręki dla wszystkich, którzy gotowi są doświadczyć zmian i wewnętrznego rozwoju. 

By doświadczyć pełni tego procesu, który ma miejsce właśnie teraz, dostrójmy się do niego - wyciszmy i skupmy, w spokoju, harmonii i miłości. Z szacunkiem i akceptacją potraktujmy wszystko to, co dzieje się dookoła, całą swą uwagę przenosząc na to, co w nas. Poświęćmy ten czas na zagłębienie się w sobie, na skupienie się na własnym sercu. To nasze serce jest drogą do wzrostu i boskości. Nie traćmy energii na poszukiwania. Wszystko, czego potrzebujemy, jest tu i teraz - w nas. Cała tajemnica istnienia, boskość, nieograniczone możliwości, niezwykłe zdolności - wszystkie mają swe źródło nie gdzie indziej, jak w naszych sercach.  Dopiero zanurzając się we własnym sercu, wsłuchując się w siebie, możemy dotrzeć do prawdy - prawdy na temat nas samych, jak i całego istnienia. 

Żyjąc sercem i przejawiając każdego dnia Boską Miłość w sobie, jak i dookoła siebie, podnosimy wibrację Ziemi, a tym samym pomagamy w procesie jej wznoszenia się, stając się częścią tej niezwykłej przemiany. 

Jesteśmy boską, idealną cząstką istnienia. Wyrzeknijmy się więc lęku przed zranieniem, osądzaniem czy bólem. Z ufnością otwórzmy swoje serca - na ościerz, tak by każdy miał do nich nieograniczony dostęp. Pozwólmy energii miłości swobodnie płynąć, emanujmy nią i patrzmy na świat z miłością, a wszelkie podziały znikną - doświadczymy Boskiej Jedności z wszechświatem, Ziemią i innymi ludźmi. Gdy staniemy się jednością z wszystkim, co nas otacza, nasze wzniesienie będzie nieuniknione, a wraz z nami wznosić się będzie wszystko dookoła.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Nadszedł czas powrotu do domu - do Prawdziwych Nas


Listopad jest miesiącem, w którym nastąpią wielkie zmiany. Będzie miało miejsce wiele niezwykłych, trudnych do wyobrażenia rzeczy.  To ogromny punkt zwrotny w dziejach Ziemi.

Zamiast skupiać się na ostrożnym, świadomym stawianiu kolejnych kroków w naszym życiu, zamiast koncentrować się na osiągnięciu wewnętrznego balansu, przyszedł wreszcie czas na coś zupełnie odwrotnego. Właśnie teraz jest moment na puszczenie całej tej kontroli i pójście ślepo naprzód. Przyszedł czas, by stanąć ramię w ramię z naszą wewnętrzną Prawdą i dać się prowadzić tylko i wyłącznie przez Wiedzę/Głos naszego Serca. Skupmy się na swoich sercach – to tam leży boskość całej naszej istoty. Gdy połączymy się z tą prawdą w sercu, staniemy się jednością z całym wszechświatem.

W tym miesiącu doświadczymy ogromnego pogłębienia. Wibracje ziemi wzrastają, a wraz z nimi podnosi się energia ludzkości. Oczyszczane są wszelkiego rodzaju zaburzenia, tak byśmy mogli stanąć w świetle tego, kim naprawdę jesteśmy i wnieść Prawdę do wszystkich elementów naszego życia. Ten okres dla niektórych może zamanifestować się jako burza, która przytłoczy nas chorobą,  obnaży przed nami trudności, walkę i inne zaburzenia. Kiedy to się stanie, możemy czuć smutek, złość, rozczarowanie i zmęczenie. Jednak wszystko to zdarzy się po to, aby nas obudzić. Ten wstrząs pozwoli nam dotrzeć do samego rdzenia naszej istoty, podczas gdy wszystkie zewnętrzne struktury naszych światów upadną  i pozostanie tylko ta najprawdziwsza część nas samych. Będziemy wyzwani, by podejmować szybkie decyzje i sprawne działania, bez czasu na zastanowienie nad tym, co robimy. Będziemy nieprzerwanie testowani, by żyć i działać podążając za głosem własnego serca, zgodnie z naszymi wewnętrznymi przekonaniami - a nie tylko rozmawiać o nich. Jeśli nie jesteśmy jeszcze na właściwej ścieżce, w listopadzie przesuniemy się na właściwy tor. Wiele osób, które są niepewne, co wydarzy się w ich życiu, co mają zrobić i dokąd zmierzać - nagle z niesamowitą wyrazistością poznają odpowiedzi na te pytania.

Listopad będzie niezwykły, zaskakujący, kreatywny, pełen radości i bezgranicznej miłości – to początek wspaniałej podróży. Zabierze nas do Prawdziwych Nas – zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz naszej istoty. To jest czas powrotu do domu – do boskiego domu, który jest w każdym z nas. Ogromna energia, której nie doznaliśmy nigdy wcześniej, pojawi się w naszym życiu i zaprowadzi nas do nieograniczonych sfer tego, co Niewidzialne.

To jest właśnie to – Koniec i…Początek Nowego. Otwórzcie się na to całym sobą.

sobota, 10 listopada 2012

Archanioł Indriel - 11/11 zwiastunem nowej Ziemi


Przekaz od Archanioła Indriel, dzięki Belli Capozzi - The Angel Diaries.

Drogie Dusze, to ja, Indriel. Jestem waszą drogą przyjaciółką i opiekunką i jestem zaszczycona, że miałam przyjemność kierować was do tej pory na drodze do Wzniesienia. (...).  

Dzień 11.11 jest tuż za rogiem i dla tych, którzy dopiero teraz osiągają świadomość jest on zwiastunem początku najcudowniejszych i zadziwiających serii przebudzeń. Drodzy Wojownicy, to tak naprawdę teraz rozpoczyna się ekscytująca praca! Dla was będzie to rozświetlenie, zasłużona ulga, zarówno pod kątem energetycznym, jak i fizycznym. Spodziewajcie się uzyskać dokładniejszą jasność wizji i szereg energetycznych wzniesień, które stopniowo mają miejsce za sprawą otwierających się portali. Młodzieńcza witalność, zmniejszenie objawów starzenia i dokuczliwych symptomów Wzniesienia, wibrująca świetlistość karnacji i oczu. Podczas gdy wasze fizyczne ciała powoli się wznoszą, nieprzerwanie wzrasta również wasza wibracja. Możecie to odczuć i dostrzec jako oczywiste zmiany związane z zbliżaniem się roku 2013.

Możecie również spodziewać się ogromnych zmian w obszarze osobistego stylu życia, kariery i celu życiowego. Wiedzcie o tym, Ukochani, że nie inkarnowaliscie się tu, aby przeżyć dni wykonując żmudne zadania, by być uwiązanym - niczym niewolnik - do tak niskich stanów walki i rywalizacji. Napływające energie i otwieranie się portalu 11/11 oznacza pewnego rodzaju początek i koniec jednocześnie. Trójwymiarowy paradygmat zbliża się wyraźnie ku końcowi. Wiele z jego pozostałości odchodzi przez portale, tym samym robiąc miejsce czemuś znacznie wspanialszemu. Wy, którzy pracujecie nad usuwaniem i przetwarzaniem toksycznych programów przeszłości – zarówno w waszych własnych ciałach jak i na świecie – położyliście podwaliny dla pieciowymiarowego paradygmatu Nowej Ziemi w celu rozpoczęcia nieskrępowanego manifestowania postrzegalnej rzeczywistości. Przygotujcie się, by doświadczyć stopniowego uwalnia się waszych zasobów i napięć, z jakimi zmagaliście się w waszej codziennej walce o przetrwanie. I tak, ostatecznie będziecie wolni, by słuchać własnego serca, podążać za swoimi marzeniami i być prawdziwie spełnionym wykonując prawdziwą pracę swojego życia. Nie możecie tego pojąć, prawda? - jakie to będziecie odczucie. W rzeczy samej uważamy, iż będzie to dla was najbardziej zaskakującą niespodzianką!

Tak jak powiedziałam wcześniej, stary świat zapada się pod sobą, dlatego konieczne jest, abyście znaleźli nowe miejsce dla swojej energii do zakorzenienia się. Tym nowym punktem połączenia będzie wspaniała Krystaliczna Siatka Gai. Przyczepcie się do niej, karmcie się nią, odżywiajcie ją w zamian i wzrastajcie razem z nią jako jedna nowa budowa. Stańcie się partnerami Gai, Kochani, i bądźcie jednym w Boskiej synchroniczności. Ona pragnie asystować wam w transformacji, w ​​taki sam sposób jak wy asystowaliście jej. 11/11 jest czasem odłączania i ponownego przyłączania. Niektórzy nazywają to odblokowywaniem. Nie pozwólcie, aby ta kluczowa okazja was ominęła. Musicie podejść do tego bardzo poważnie. Dostosujcie swój harmonogram i poświęćcie czas na uczestniczenie w jednej z wielu odbywających się medytacji globalnych. W rzeczywistości, weźcie udział w więcej niż jednej. Zaznaczcie ten dzień jako ważne Święto i traktujcie swój duchowy rozwój jako priorytet numer jeden. Zaangażujcie swoich przyjaciół i bliskich. Przekazujcie ta informację wszystkim, którzy chcą słuchać, gdyż jest to dzień Jedności. Gaja jest gotowa do podjęcia jej następnego kroku i pragnie, aby wszystkie jej błogosławione dzieci poszły wraz z nią.

Przekroczyliście próg trzeciej gęstości i jesteście na drodze do piątej gestości, a nawet wyżej. Jedynym zadaniem, jaki pozostało wam do zrobienia, to kochanie. Kochajcie wszystko i wszystkich, każdą osobę, zwierzę, miejsce i rzecz. Absolutnie nic innego nie ma teraz znaczenia. Nie ma naprawdę niczego, co jest teraz ważniejsze. Albowiem to miłość poprowadzi was przez resztę drogi. Tylko miłość potrafi stopić serca tych, którzy nie wierzą. Waszym zadaniem jest, aby od teraz potraktować to jako główną i prawdopodobnie jedyną rzecz, na której warto się skupić. Miłość jest tym wszystkim, czym jesteśmy i tym wszystkim, czym pragniemy być i to właśnie z platformy tej bezwarunkowej miłości wszystko jest stworzone.


Narodziny Pięknego Nowego Świata - medytacja


11 listopada to niezwykły energetycznie dzień. Drzwi portalu 11/11 zostały w pełni otwarte, energia płynie, następuje transformacja. Jak można czytać w ostatnich przekazach od Archanioła Michała, celem portalu jest zainicjowanie i rozwój miłości w sercu oraz wzajemnych połączeń w sieci wszechświata. To dzień, w którym wszystkie narody, wszystkie istoty w samej głębi swego rdzenia otrzymują możliwość, by odnaleźć swój wewnętrzny pokój, ale i by wybrać pokój na zewnątrz – na całej planecie, w każdym narodzie, w każdym przywódcy, w każdym dziecku.

Jest to bardzo ważna data i istotne jest, aby wykorzystać ten dzień na medytację, połączenie i wizualizację. Serdecznie zapraszam Was do wspólnej medytacji:

[Zaczerpnięte z Transformacja 2012]

Bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie


Patrząc na strach, lęk, przemoc, ból i cierpienie, które mają miejsce obecnie na Ziemi, wielu główkuje, jak temu zaradzić. Próby są różne - od działań humanitarnych, przez nacisk religii, po kolejne zmiany polityczne. Mi od zawsze nasuwa się jedno rozwiązanie - aby uwolnić świat od wszelkich negatywnych aspektów, zmienić się musi najpierw człowiek. Aby jednak zmieniła się ludzkość, muszą nastąpić "wielkie zmiany"...

Bez zewnętrznych bodźców w większości ludzie zmieniają sie niechętnie. Boimy się zmian, gdyż nie lubimy wykraczać poza naszą osobistą strefę bezpieczeństwa. Jeśli jednak poddamy się, chaos - powstały wyłącznie przez nasze przekonania i upór - przyniesie nam cudowne dary.

Poniżej znajdziesz osiem kluczowych kwestii, które pomogą Ci zmienić nie tylko siebie, ale cały wszechświat.

1. Uświadom sobie własną nieskończoną doskonałość. Spójrz poza własne ziemskie uwarunkowania - przecież jesteś częścią Boga. Wizja własne niedoskonałości to jedynie wpojony nam punkt widzenia. Perfekcja rodzi perfekcję.

2. Zaakcpetuj swoją podróż. Żyj pełnią życia - nie czekaj, aż świat przyjdzie do Ciebie! Jeśli chcesz zbierać plony swoich intencji, afirmuj i działaj!

3. Nie oszukuj się. To, kim jesteśmy, ma ścisły związek z naszymi doświadczeniami. Zawsze bądź wobec siebie szczery i nigdy w siebie nie wątp. Wtedy szczerość wobec świata przyjdzie bez trudu, bo nie będziesz miał już nic do ukrywa.

4. Bądź zawsze sobą, a nie tym, kim chcą Cię widzieć inni. Jesteś cudowną istotą światła i prawdy - żyjących odzwierciedleniem wszechświata. Nie musisz nic ulepszać, ani uzdrawiać. Miej odwagę być tym, którym od zawsze byłeś w swej najgłębszej istocie.

5. Przyjmij daną Ci moc. Masz olbrzymi potencjał. Prawdziwa moc nie bierze się z ego, lecz ze wspólnoty, ducha i esencji Twojego bytu. Prawdziwa moc, to moc łagodna. Moc to łaska, nie agresja. Jesteś istotą światła, z którego swój początek bierze cały wszechświat. Doceń tkwiący w Twojej duszy potencjał i twórz to, czego szukasz.

6. Doceń siebie. To nie to samo, co akceptowanie własnej perfekcji. Składasz się z cząstek wszechświata, a wszechświat to Ty. Nie ma na świecie nikogo lepszego ani gorszego niż Ty sam. Gdy świat wewnętrzny i zewnętrzny odczuwasz w ten sam sposób, oznacza to, że osiągnąłeś prawdziwą równowagę. Ma ona wielki wpływ na Twoje poczucie właśnej wartości, ponieważ gdy utracisz równowagę, utracisz kontakt z prawdą.

7. Obdaruj świat swoją wartością, perfekcją, mocą i łaską. Jeśli chcesz coś zmienić, musisz działać. Nie chowaj się i nie kryj przed innymi swojej wiedzy, nawet jeśli wykracza ona daleko poza to, co bezpieczne i dobrze znane. Stwórz nowe normy - poruszaj się w obrębie światła, z którego powstałeś.

8. Kochaj samego siebie i dziel się miłością. Prawdziwa miłość to stan, który osiągniesz tylko po zaakceptowaniu siebie i innych jako integralnej części Jedności. Co przyjmiesz od otoczenia i co zostawisz po sobie? Postrzegaj ludzi jako zwierciadło twojej miłości. Ich wewnętrzny ból czy radość, to uczucia, które tkwią także w Twoim sercu.

Pamiętaj też, by głęboko oddychać. Oddychając, oczyszczasz i wzmacniasz swoją energię. Czysta energia ułatwia komunikację z wszechświatem.


[Zaczerpnięte z "Tajemna Historia Świadomości", dr Meg Blackburn Losey]

poniedziałek, 5 listopada 2012

Ciasteczka lawendowe


Tego lata po raz pierwszy mogłam się wreszcie cieszyć zapachem lawendy przed własnym domem. Ta woń rozchodząca się po ogrodzie, delikatnie działająca na zmysły. Niektórym kojarzy się tylko z babcinymi perfumami lub mydlanymi kąpielami. Dla mnie to idealny składnik nie tylko domowych kosmetyków (które swoją drogą serdecznie Wam polecam), lecz również naturalnej kuchni.

Dziś coś, bez czego moje podniebienie nie może się obejść - lawendowe ciasteczka. Jeśli macie odrobinę zasuszonej lawendy, zawsze znajdzie się dobra okazja, aby upiec takie cudo. Kruche, delikatne, maślane i...oczywiście lawendowe :)

Składniki: 
  • 210 g masła 
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 1 żółtko
  • szczypta soli
  • 1 łyżka suszonych kwiatków lawendy (lub 2 łyżki świeżych)
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1,5 szklanki mąki
  • 3 łyżki mąki ziemniaczanej

Wszystkie składniki zagnieść na gładką, jednolitą masę. Ciasto podzielić na dwie części. Z każdej uformować wałek o grubości około 3,5 cm, owinąć folią i włożyć do lodówki na 2h (lub żeby  było szybciej - do zamrażarki na 1h).
Schłodzone ciasto wyjąć z lodówki. Każdą część pokroić na 5-7 mm plasterki. Nie muszą być idealnego kształtu - podczas pieczenia się nieco wyrównają. Plasterki wyłożyć na natłuszczoną i posypaną mąką blachę, zostawiajć odległość między ciastkami (podczas pieczenia nieco urosną). Piec około 13-15 minut w temperaturze 170ºC. Studzić na kratce.

[Przepis zaczerpnięty z bloga Moje Wypieki]


niedziela, 4 listopada 2012

Złociste kolory mojej duszy


Kiedyś, mówiąc delikatnie, nie lubiłam jesieni. Przesilenie jesienne, depresje, smutne nastroje i tym podobne klimaty. Kto tego nie zna? Dziś zachwyca mnie każde jej oblicze - od rozświetlonych złocistości, po zamglone brązy i czerwienie. I zastanawiam się, jak kiedyś te złosisto-deszczowe miesiące mogły mnie przygnębiać, gdzie nawet dźwięk kropli deszczu uderzających o szybę dziś wydaje się być tak optymistyczny. 

Kiedyś potrafiłam cieszyć się tylko wiosną. Dziś doceniam uroki, piękno i energię każdej pory roku - wszystkie są tak różne i  niezwykłe, pełne mocy na swój indywidualny, wyjątkowy sposób.

Może człowiek się starzeje, gdy jesień zaczyna kojarzyć się z wyciszeniem, zwolnieniem i ukojeniem. A może to po prostu natura przywołuje nas do porządku zgodnego z rytmem Ziemi, gdy związek z przyrodą staje sie coraz większy, energie się dostrajają, a ciało, dusza i umysł ulegają pełnemu sharmonizowaniu.

Deszcz za oknem, czerwone liście w wazonie, kominek, koc, książka i kubek gorącej imbirówki...

Nic więcej do szczęścia nie potrzeba.


wtorek, 1 maja 2012

Ciemna strona księżyca


Zdejmuję pajęczyny z bloga, wycieram kurz.
Dotychczasowy przestój usprawiedliwiam licznymi zmianami, które zachodzą w moim życiu. Ba! Zmiana, to chyba moje drugie imię ;)

Teraz do rzeczy.
Naszym zamysłem od początku było to, aby blog inspirował do rozwoju, ale przede wszystkim naładowany był pozytywną energią i optymizmem. Najważniejsze jest jednak, aby publikowane przez nas treści były szczere i dotykały tematów, które bezpośrednio łączą się z naszym doświadczeniem kobiecości, oraz jej rozwojem wraz z biegiem czasu.

Ostatnie wydarzenia uświadomiły mi, że rozwój ma swoje bolesne oblicze, wówczas kiedy trzeba się zmierzyć z własną ciemną stroną księżyca. Odkryć w sobie i zrozumieć blokady, negatywne wzorce myślenia i działania, oraz wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Pochylić się nad problemami z którymi przyszliśmy na świat w tym wcieleniu, zmierzyć się z nimi i przemieniać je. Nie walczyć z nimi, lecz zaakceptować i przytulić, a potem puścić. 

Od pewnego czasu pracuję nad zrozumieniem blokad, które spowodowały że rzeczywistość zewnętrzna zamanifestowała się w dość przykrej formie. Zobaczyłam ciemną stronę swojego księżyca, przewinęłam swoje dotychczasowe, życie jak film i przypomniałam sobie, że cały czas jestem stawiana w podobnych sytuacjach, które ukazują mi moje słabości. Są to zdarzenia, w których górę bierze lęk i zapominam o własnej doskonałości. Spotykam ludzi, w których jak w lustrze się przeglądam i widzę jak wiele jest jeszcze do przerobienia. Nadszedł czas aby przeformuować cele, nadać wydarzeniom nowy sens. 

Pracuję z kartami anielskimi. Zawsze wyciągam anioła z radą właściwą na czas, w którym jestem. Tym razem wylosowałam kartę z Archaniołem Urielem, którego przesłanie brzmi: „Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się niczego ani nikogo, gdyż Pan, Bóg Twój, idzie z Tobą, nie opuści Cię i nie porzuci.”

Tymczasem!

piątek, 16 marca 2012

W Pełni Kobiecości

Rassouli Art

Tak się złożyło, że w tym roku Dzień Kobiet przypadł na czas Pełni Księżyca. Jest to niesamowite, ponieważ Księżyc symbolizuje pierwiastek żeński. Jego oddziaływanie jest potężne, regulując pływy wód w oceanach, wpływając na wegetację roślin oraz fazy płodności kobiet. Księżyc wpływa bezpośrednio na nasze ciała, umysły i przeżywanie emocji. Nie jest przypadkiem, że cykl miesięczny kobiety trwa 28 dni, czyli tyle samo co cykl księżycowy.

My kobiety, czy tego chcemy czy nie, jesteśmy związane z naturą bardziej niż mężczyźni i dlatego, podobnie jak cała przyroda, zależymy od rytmów Księżyca. Dr Christiane Northrup w książce „Ciało kobiety, Mądrość Kobiety” pisze: „Cykl menstruacyjny jest najbardziej podstawowym i pierwotnym cyklem jaki istnieje. Krew jest łącznikiem z archetypową kobiecością. Makrokosmiczne cykle natury, wzrost i słabnięcie, przypływy i odpływy oraz zmiany pór roku znajdują odzwierciedlenie na mniejszą skalę w cyklu menstruacyjnym kobiety”.

Kiedyś wszystkie kobiety miesiączkowały jednocześnie – w czasie nowiu, natomiast podczas pełni owulowały. To jest stan naturalny, który zdołał się jeszcze utrzymać w społeczeństwach tradycyjnych. Obecnie, żyjąc w cywilizowanym świecie, mieszkając w wybetonowanych miastach, spędzając czas pozamykane w mieszkaniach i biurach, jesteśmy oddzielone od siły Księżyca. Dlatego właśnie jego oddziaływanie na nasze ciała jest mniejsze niż na nasze przodkinie, które spędzały większość czasu na świeżym powietrzu, a sypiały pod strzechą. Życie we współczesnym świecie narzuca kobietom konieczność stałej wysokiej aktywności, a czas miesiączki często traktowany jest jak zło konieczne. Skutkiem braku zestrojenia się z naturalnym rytmem jest doświadczanie zespołu napięcia przedmiesiączkowego oraz silnych bólów miesiączkowych. Odnoszę wrażenie, że dolegliwości te są błaganiem organizmu o zwolnienie, odpoczynek, zajęcie się sobą, skupienie się na swoim wnętrzu.

Carol Schaefer w książce „Starszyzna Kobiet Radzi Światu” pisze: W wielu rdzennych tradycjach na świecie, w trakcie czasu księżycowego izolowano kobietę, nie dlatego że była splamiona. Wręcz przeciwnie - wierzono, że w czasie miesiączki kobieta ma największą moc. To głębokie połączenie z niebem i Ziemią daje kobiecie łatwy dostęp do intuicji, wewnętrznego przewodnictwa i głosu Ducha. To, co niektórzy traktują jak przekleństwo, jest w istocie największym błogosławieństwem kobiety. Nie rozumiejąc jak ważne w tym czasie jest poświęcanie sobie uwagi - dzięki czemu można ponownie połączyć się ze źródłem i duchowym prowadzeniem Boskiej Kobiecości – narażamy się na rozdrażnienie i fizyczny dyskomfort. Energie mogą zwrócić się przeciwko nam”

Świadome zestrojenie z księżycowym rytmem daje siłę pozwalającą nawiązać kontakt z odwieczną kobiecą mądrością. W „czasie księżycowym” bardzo ważne jest znaleźć czas na odpoczynek, wsłuchanie się w siebie, nawiązanie kontaktu z własną pierwotną i świętą kobiecością.
Można powiedzieć: „No dobra, ale... jak to zrobić, kiedy trzeba pójść do pracy, oddać sprawozdanie, skończyć projekt, zająć się dziećmi, zrobić zakupy itd. itp....?” Trudno jest żyć w rytmie natury, gdy współczesne wymagania cywilizacji nakładają na nas tak wiele obowiązków, a w codziennej gonitwie (nie wiadomo za czym ;), tracimy kontakt ze sobą...

Może nadszedł czas, gdy prawdziwa pierwotna kobiecość, powinna w końcu dojść do głosu?
Może czas sprawić, aby współczesny, cywilizowany świat zaczął czcić i szanować nasze naturalne rytmy, dla zdrowia i harmonii całych społeczeństw?
Może...?

wtorek, 14 lutego 2012

Słów kilka o miłości niewalentynkowej

Alex Grey, Seraphic Transport Docking on the Third Eye
Od kilku dni obserwuję na znajomych blogach szał czerwieni, różu i serduszek. I choć to wszystko wygląda kolorowo (nic bardziej nie kojarzy mi się z kobiecą mocą niż czerwień!) i apetycznie, myślę sobie, jak nie wiele nam było trzeba, aby przejąć tą obcą „tradycję” i zapomnieć o swojej własnej. Nie będę ukrywać, że zwolenniczką tego lukrowanego szaleństwa nie jestem. Przynajmniej nie w formie, w jakiej podaje go świat zachodu – na talerzu konsumpcjonizmu, gdzie liczy się tylko towar i sprzedaż, a prawdziwe uczucie, to najwartościowsze na świecie - MIŁOŚĆ, zostaje zepchnięte zupełnie w cień.

A przecież powinno tu właśnie chodzić o Miłość? Nie tkliwe bądź namiętne zauroczenie dwóch osób, kończące się na powiedzeniu słowa „kocham cię” i wręczeniu kwiatka czy pluszowego serduszka, lecz miłość przez duże „M”. Mam tu na myśli pozytywną energię o najwyższych wibracjach, bezwarunkową, szczerą i czystą - miłość do świata, do ludzi, do wszystkich otaczających nas istot. Czyż nie wspaniale byłoby obchodzić ten dzień jako DZIEŃ MIŁOŚCI, a nie zakochanych? Dzień, w którym każdy z oddaniem i szacunkiem podchodzi do drugiego człowieka. Kiedy powiedzieć „kocham cię” córce, matce, przyjaciółce czy nawet obcej osobie na ulicy przestaje być już problemem. Gdy szczerze wybacza się wszystko, by dać szansę i sobie, i innym - tu, w teraźniejszości… Ile z nas tak potrafi?

Odkąd tylko Walentynki zawitały w nasze słowiańskie progi (które swoją drogą mają własne święto zakochanych - noc Kupały, czyli letnie przesilenie), obiecałam sobie, że dzień  ten będę obchodzić właśnie jako dzień miłości, w którym zamiast na kupowaniu niepotrzebnych bibelotów, skupię się na wysyłaniu energii pełnej miłości, zrozumienia, dobra i ciepła nie tylko najbliższym, ale całej ludzkości. Kiedy z szczególną czułością utulę ciepło w ramionach nie tylko tych, których mam tuż obok, ale telepatyczne również tych daleko - dawno niewidzianych, odeszłych oraz obcych.

Choć definicji miłości jest wiele, Neale D. Walsch  w swojej książce „ Przyjaźń z Bogiem” w niezwykły i prosty sposób wyjaśnia miłość tą najbardziej świadomą, tak rzadko dziś spotykaną, a cenioną ponad wszystko:

MIŁOŚĆ to…

Coś, co nie zna warunków, ograniczeń i potrzeb. Ponieważ nie zna warunków, nie wymaga niczego, aby się wyrazić. Nie żąda niczego w zamian. Nie wstrzymuje niczego w odwecie.
Ponieważ nie zna ograniczeń, nie krępuje drugiego. Jest bez końca i trwa wiecznie. Nie doświadcza zapór i granic.
Ponieważ nie zna potrzeb, stara się nie brać niczego, co nie pochodzi z hojności serca. Stara się nie zatrzymywać niczego, co nie pragnie być zatrzymywane. Stara się nie dawać niczego, co nie jest przyjmowane z radością.
I jest wolna. Miłość jest tym, co swobodne, albowiem wolność stanowi istotę Boga, a miłość to przejaw Boga.

Dla wszechświata nie ma nic cenniejszego niż miłość. Każdy dzień jest dobry na emanowanie czystą miłością. Nie zawsze o tym pamiętamy, nie zawsze potrafimy lub po prostu nie chcemy. Wyobrażacie sobie świat, który choć raz w roku wypełniony byłby po brzegi tą krystalicznie harmonijną energią? Może więc warto spróbować? Zacznijmy od tego jednego dnia dzisiaj i zobaczmy, co się stanie.

Potęga miłości jest ogromna i jej równie silną moc przesyłam Wam prosto z serca i duszy, dziś i każdego dnia :)

wtorek, 7 lutego 2012

Ostrożeń magiczny

Na wiosnę budzi się we mnie zielarka. Robię sobie kalendarz, w którym zapisuję, które rośliny kiedy wysiać do doniczek i do gruntu, a co i kiedy z łąk, pól i lasów zbierać i w jaki sposób wykorzystać. Oczywiście działania te, staram się podporządkować rytmom księżycowym.
Ale póki co, zima rozgościła się u nas w najlepsze. Dlatego też wybrałam się do mojego ulubionego sklepu zielarskiego i zakupiłam kilka paczek ziela ostrożenia.

Ostrożeń warzywny (Cirisium oleraceum), zwany tez czarcim żebrem, to ziele magiczne. Jest to roślina trochę zapomniana, a szkoda. Nie będę tu przedstawiać charakterystyki rośliny, oraz opisywać działania jakie przedstawiają podręczniki. Wszystkie te informacje można znaleźć w internecie lub w literaturze.
Wikipedia, Ostrożeń warzywny
Dobrze wiemy, że ziołolecznictwo w świecie współczesnej medycyny jest traktowane po macoszemu, ale ja wierzę w cudowną moc tej rośliny, ponieważ przetestowałam ją wielokrotnie i wiem, że mi służy. Jest to ziele uniwersalne, stosowane przeze mnie zewnętrznie, do usuwania dolegliwości takich jak:
  • problemy związane z jamą ustną : bolące, krwawiące dziąsła, ból zęba, zajady
  • zapalenie spojówek
  • ból gardła
  • wysypka
  • trądzik
  • problemy ginekologiczne i hemoroidy
  • ukąszenia owadów
  • trudno gojące się rany, owrzodzenia, stany zapalne

Podobno ma niesamowite działanie w uzdrawianiu dzieci z alergią skórną, a także gdy są niespokojne i często płaczą. Mój dwuletni synek miał raz wysypkę i raz odparzenie wówczas odwar z ostrożenia okazał się niezastąpiony. Problemy zniknęły w ciągu kilku dni i niepotrzebne było stosowanie maści sterydowych.

Przede wszystkim jednak, ostrożeń ma właściwości usuwania z ciała nagromadzonej negatywnej energii. Ja jestem wrażliwcem, bardzo łatwo łapię negatywną energię z otoczenia oraz jestem podatna na jej rabunek przez inne osoby. W nagłej, trudnej sytuacji nie zawsze też pamiętam o tym, żeby wytworzyć wokół siebie pole ochronne. Gdy dopadł mnie stres, rodzinny konflikt lub przebywałam w zatłoczonym miejscu o niskiej wibracji, przygotowuję sobie wspaniałą kąpiel ostrożeniową.

Do sześciolitrowego garnka wsypuję 50 gramów suszonego ziela ostrożenia, zalewam wodą i gotuję przez 40 minut. Podobno wraz z długością gotowania wzrasta jego moc. Po ugotowaniu, czekam aż odwar trochę przestygnie, a później przecedzam przez sito do wanny. Dolewam trochę zimnej wody, mieszam i kąpiel gotowa. Podczas trwającej około 15 minut kąpieli wizualizuję sobie, że wszystko co złe, czyli cała negatywna energia, jak smoła spływa ze mnie. W czasie nasiadówki z odwaru z reguły wytrącają się tzw. "farfocle" co jest dobrą oznaką oczyszczania się organizmu z choroby lub negatywnej energii.

Po tej kąpieli osuszam się ręcznikiem, który nadaje się już tylko do prania, a w ciało wmasowuję balsam lub olejek. Efekt jest niesamowity – całkowicie odprężone i zrelaksowane ciało, oczyszczone z negatywnej energii. Po takiej kąpieli sen jest spokojny i głęboki, a następnego dnia myśli czyste i jasne.

Wszystkie porady dotyczące stosowania ziela ostrożenia zaczerpnęłam z forum Anny Ciesielskiej, które stanowi moją wielką inspirację.

Na koniec chciałabym się z Wami jeszcze podzielić radami dotyczącymi stosowania ziela ostrożenia, pochodzącymi ze wspomnień ludowych, które pochodzą ze strony internetowej wsi Kłębowo:

Nu, ale jak już sie co stanuło i gowa mocno błeli, to nejlepi jest sie okumpać abo umyć wew czarcim żebrze. Porzunnum gorść tego ziela zalywo się gotujuncum włedum i jak naciuągnie to się przecydzo do miski, abłe do wanny, płete wsypuje sie 3 szczypty słeli, 3 razy kapnie sie włedy świyncuny i odmówiw imie Ojca i syna i ducha świyntygo, a płete czebno sie wew tym umyć. Bez mydła sie myć. Jak jest co zadane, źle życzune, abłe od złygo łoka co pszyszło, to we włedzie bydum same farfocle, same mynty bydum. Takum brudnum włede to się wylywo tam dzie nikt nie chłedzi, coby na nikogu to złe nie pszeszło.” 

piątek, 3 lutego 2012

Zdolność do miłowania - Elohim Haniel

Czy słyszałyście o niezwykłych kartach anielskich Jeanne Ruland, z pięknymi ilustracjami Iris Merlino? Są to niesamowite, pełne anielskiej energii i boskiego światła karty, które polecam każdej z Was. Jeśli tylko pragniecie nawiązać kontakt z otaczającymi Was Aniołami.

O kartach anielskich i dołączonej do nich książce jeszcze pewnie nie raz dokładniej opowiemy.  Dziś natomiast chciałam przedstawić Wam Anioła, który nieprzerwanie towarzyszy mi ostatnimi czasy, i chyba nie przez przypadek właśnie On - Elohim Haniel… Same zobaczcie :)


Elohim Haniel
jest strażnikiem płynącej, przenikającej wszystko siły Boga. Strzeże wrót do Nezah, królestwa zwycięstwa i prawdziwej potęgi. Jest to królestwo archaii, kobiecych prasił przyporządkowanych Wenus. Każdy zna tę siłę.  Przenika ona wszystko, co istnieje. Jest to siła boskiej miłości. Ma wiele faset, jest jednak tym, co spaja ze sobą wszystkie stworzenia i rzeczy, oraz tym, co przez nie działa. (…)

Haniel obwieszcza Ci, że stoisz  u wrót siódmego wtajemniczenia, których jest on strażnikiem. Prowadzi Cię w królestwo archaii, Twojej kobiecej prasiły. Siła ta mieszka w Tobie – niezależnie czy jesteś mężczyzną, czy kobietą. Jest ona zwrotem ku Twojemu wnętrzu, intuicją, samoobserwacją, głębokim spokojem, podążaniem za głosem serca, bezwarunkową miłością, czystością, współczuciem, transformacją, ochroną, siłą, pociechą i otuchą. Jest „codziennym chlebem” Twojej duszy, boską manną. Archaii są ukryte głęboko w każdym człowieku. Cierpliwie czekają na pobudkę, są gotowe, aby się rozwijać. Kierują Twoje spojrzenie z powrotem na miłość.

Zacznij od bezwarunkowego zaakceptowania i pokochania samego siebie – takiego, jakim jesteś. Stań się promieniującym na zewnątrz magnesem boskiej miłości. Nie czekaj! Wykorzystaj wszystkie drzemiące w Tobie możliwości. Pozwól unieść się na skrzydłach swojej boskiej miłości. Zacznij rozwijać swoje potężne zdolności. Dostrzeż miłość w sobie, w swoich bliźnich, w stworzeniu. Doceń ją. Wyraź. Pożegnaj się ze swoją świadomością niedostatku i braku, przestań zajmować się tym, czego brakuje Ci w Twoim życiu, tym, czego inni mają więcej niż Ty. Zacznij widzieć bogactwo, które Cię otacza i które nosisz w sobie. Pozwól ponieść się w ogrody miłości na skrzydłach swojej zdolności do kochania.

Przesłanie Haniela brzmi:  MIŁOŚĆ MIESZKA W KAŻDYM STWORZENIU.


Z książki „Świetlista Siła Aniołów”, Jeanne Ruland.

środa, 1 lutego 2012

Wyluzuj się.
Popłyń z prądem.
Swobodnie.

Nie walcz.
Nie ma z czym
Nie ma o co.

Trwaj w chwili
jest ona jedyną, która jest.
Jest ciszą, która niezmiennie trwa.
Wsłuchaj się w nią.
W niej znajdziesz odpowiedzi.

Nie ma przeszłości ani przyszłości,
więc nie zamartwiaj się tym, co może się wydarzyć
i nie rozpamiętuj tego co minione.

Miej odwagę podążyć za głosem intuicji.
Wiem, że trudno, szczególne w obliczu ostatnich kilku złotych w portfelu
ale i tak nie masz innego wyjścia – kiedyś musisz to zrobić, więc
DLACZEGO NIE TERAZ?

Te słowa dziś usłyszałam od moich Przewodników
I łzy popłynęły mi po policzkach

Droga, którą dyktuje serce


Co by się stało, gdybyś pewnego dnia zdecydowała się posłuchać  głosu własnego serca? Gdybyś odważyła się bezwarunkowomi? 
Dokąd by Cię one zabrały?

Która z Was kiedykolwiek poważnie zadała sobie te pytania? …I co zobaczyłyście poza granicami bezpiecznej, dobrze Wam znanej rzeczywistości? A przede wszystkim, co takiego wychyliło się nieśmiało, by wreszcie dać Wam o sobie znać, zachęcić do kroku w zupełnie nowym, nieznanym kierunku? Ile z Was miało odwagę wsłuchać się w to „COŚ”, pójść za tym, rezygnując  z wszystkiego (albo chociaż z części) tego, co społecznie uwarunkowane, właściwe i odpowiednie? Jak wiele z Was potrafiło powiedzieć NIE światu, aby móc później powiedzieć TAK swoim najgłębszym potrzebom i marzeniom, swoim instynktom?

Ludzie powiedzą, że to egoizm, ale to nic innego jak sposób, aby pomóc wypełniać się misji, którą mamy do zrealizowania w obecnym wcieleniu. Słuchanie głosu serca, to podążanie drogą, którą wyznaczyłyśmy sobie zanim wzięłyśmy pierwszy oddech tu na Ziemi. To bycie zgodnymi z naszą najwyższą istotą, niematerialną i czystą, która nieprzerwanie towarzyszy nam podczas całej ziemskiej podróży. 


Nie jest łatwo powiedzieć NIE rzeczom czy możliwościom, które wydają się tak bezpieczne i wygodne. Ale gdy już się tego nauczymy – aby móc wiernie podążać drogą, którą dyktuje nam serce –  możemy być pewne, że poprowadzi nas to do znacznie lepszych sytuacji i rezultatów, a przede wszystkim do poczucia autentycznego spełnienia. 

W końcu skoro nasze serce nie jest oddane czemuś w 100%, dlaczego mamy poświęcać część swojego cennego życia na robienie rzeczy, które nie dają nam radości ani spełnienia. To życie, tu i teraz, jest tylko jedno. Nie zmarnujmy go. Czasem może i trzeba cierpliwości, czasem nawet wytrwałości, aby robić to, co naprawdę kochamy, ale warto poczekać, by podążać właściwą drogą i świadomie realizować swoją obecną misję.

Dziś wieczorem pozwólcie sobie na odrobinę samotności, ciszy i spokoju. Zapomnijcie o całym świecie, zapalcie świeczki, włączcie spokojną muzykę,  usiądźcie wygodnie, oddychajcie głęboko i wsłuchajcie się w siebie... Zajrzyjcie w najgłębsze zakamarki podświadomości. Przyjrzyjcie się dokładnie potrzebom własnego serca. Zacznijcie słuchać i świadomie odbierać to, co próbuje przekazać Wam Wasza głębsza istota, Wasze Wyższe Ja. Wyłączcie ego, odrzućcie obawy, nie analizujcie, nie oceniajcie, tylko słuchajcie. A potem… nabierzcie wiary i pewności, postawcie ten pierwszy, nowy krok i zacznijcie podążać zgodnie z Waszym wewnętrznym przewodnictwem… w kobiecej pełni.

sobota, 28 stycznia 2012

"13 pierwotnych Matek Klanowych" Jamie Sams

Czyli "Twoja święta ścieżka prowadząca do odkrycia darów, zdolności i talentów kobiecego pierwiastka, przez pradawne nauki o Siostrzeństwie."

Wraz z początkiem lutego zostanie wydana za sprawą wydawnictwa CoJaNaTo niezwykła książka, do lektury której zachęcamy wszystkie kobiety poszukujące swojej pierwotności i pełni, pragnące rozwijać się i wzrastać.



O KSIĄŻCE (za wydawcą)

W obecnych czasach przemian na ziemi istnieje wielka potrzeba sięgnięcia do korzeni, do mądrości przodków, do czegoś stabilnego.
Jamie Sams pobierała nauki u Starszyzny różnych Narodów Rdzennych mieszkańców Ameryki. Swoje wieloletnie doświadczenie przekazała w formie książki. Książka ta może stać się towarzyszką życia, przewodniczką uzdrowienia i rozwoju osobistego. Wypełniona jest mądrością i naukami, które przez setki pokoleń przekazywane były w tradycji ustnej.
W piękny, poetycki sposób Jamie Sams mówi o podstawowych prawdach, dotyczących naszej ludzkiej natury. Posługuje się Opowieściami, aby nauczać i przekazywać wiedzę – tak jak robili to w dawnej Europie skaldowie, minstrele, lirnicy, bardowie i bardy, rybałci czy też gawędziarki i bajarki – snując opowieści i śpiewając ballady czy pieśni o zwykłych ludziach, o bohaterach i wielkich czynach, o ludzkim losie i wartościach ludzkiego życia, a to wszystko po to, aby pomóc ludziom radzić sobie z codziennymi wyzwaniami i trudnymi doświadczeniami życiowymi tak, aby mogli zachować wiarę i pozostać istotą ludzką z otwartym sercem, wrażliwą, współczującą i radosną. Te opowieści uczą, jak odzyskać poczucie własnej wartości, uzdrowić wszelkie emocjonalne zranienia i jak szanować i kochać samą siebie czy samego siebie. Dowiadujemy się, że nie ma „człowieka idealnego” – wszyscy jesteśmy ludźmi i jako ludzie popełniamy błędy, które pomagają nam się rozwijać i stawać takimi, jakimi chcemy lub marzymy, by być. Nie ma też „człowieka uniwersalnego”, jednego wzorca. Każda istota ludzka jest niepowtarzalna i unikalna, i jeśli chcemy się porównywać, to jedynie z własną wizją siebie pełnej, zrealizowanej czy siebie pełnego, zrealizowanego.
13 Pierwotnych Matek Klanowych to książka lecząca duszę, gdyż słowa, które czytamy i obrazy, które one w nas wywołują, docierają prosto w głąb naszej istoty, karmiąc duszę spragnioną poezji, piękna, kreatywności, miłości i świętości – siebie i świata, który nas otacza i przenika.

Po więcej informacji zachęcamy do odwiedzenia strony wydawnictwa CoJaNaTo, na której można również zamówić tą wyjątkową pozycję.

Różane rozkosze podniebienia


Ciężko się było zabrać do pisania, a może też ilość obowiązków przytłaczała. Albo to ta szaruga za oknem  zniechęcała do twórczych, rozkaz mniej, więc… dziś, na poprawienie nastroju i nawoływanie wiosny,  zaserwowałam sobie róże...

Bo róża, to istota niezwykła… :) Swym aromatem pobudza zmysły, poprawia nastrój, działa kojąco i uspokajająco, łagodzi napięcia i stres. Zbawiennie wpływa na skórę, nawilżając ją, odmładzając i łagodząc wszelkiego rodzaju podrażnienia. Nadaje blasku nie tylko naszej zewnętrznej formie, ale również, a może przede wszystkim, rozświetla nasze wnętrze. Uważana za niezwykły afrodyzjak od najdawniejszych czasów. Symbol kobiecości. Roślina magiczna…

Jak mówi Doreen Virtue, anielska mistrzyni, aromat róży czy esencji olejku różanego, a nawet kwarc różowy zwiększa naszą intuicję i wpływa na głębsze odczuwanie otaczającego nas świata. „Zapach różowych róż otwiera czakrę serca, która jest centrum energii regulującym jasnoodczuwanie.” Aby zwiększyć naszą wrażliwość i intuicję, trzymajmy różowe róże blisko siebie, wdychajmy olejek z prawdziwych róż, spryskajmy się domowej roboty wodą różaną. Aby oczyścić i uaktywnić naszą czwartą czakrę, nałóżmy odrobinę olejku różanego w okolicy serca, muśnijmy nim nos, aby zapach towarzyszył nam przez cały dzień.


Ale wracając do „zaserwowanej róży”… Nie o byle jakiej róży dziś chciałam :) Mianowicie, o przepojonym słodyczą nektarze, którego boskość odkryłam dopiero teraz, choć od dobrych kilku miesięcy zajmuje miejsce na półce w lodówce… I nie mówię tu o winie z owoców róży, które śmiało można by zbierać wraz z pierwszymi przymrozkami. Mam tu na myśli wspomnienie lata, tak przesycone słońcem i słodyczą, że aż trudno się oprzeć w tych przepełnionych szarością dniach.

Mowa więc o czym? O konfiturze z płatków róży, róży tej dziko kwitnącej tuż za ogrodzeniem w samym środku lata i płatków dawno zebranych w promieniach porannego słońca, które dopiero teraz zaszczyciły me zmysły.  I choć to nie pora na tego typu smakołyki, nie przez przypadek postanowiłam dziś podzielić się z Wami różaną konfiturą, o której mam nadzieję, przypomnicie sobie w sezonie. Bo wierzcie mi lub nie, ale naprawdę warto :)

Składniki:
  • 250 g płatków dzikiej róży 
  • 500 g cukru
  • Sok z 1 cytryny

Obrywamy  płatki z krzaków dziko rosnącej róży, oczyszczamy i przekładamy do glinianej makutry. Dodajemy stopniowo cukier i ucieramy (najlepiej ręcznie), skrapiając co jakiś czas całość sokiem z cytryny. Ucieramy tak długo, aż cukier się roztopi i uzyskamy jednolitą masę, jednak z wyczuwalnymi nadal płatkami. Następnie przekładamy utartą masę do wyparzonych słoiczków i zakręcamy. Nie pasteryzujemy. Tak duża ilość cukru wystarczająco konserwuje. Dla pewności słoiczki przechowujemy w lodówce – nawet do roku, jeśli się do tego czasu ostaną ;)


Mikstura banalnie prosta, a efekt nieziemski. A dla nadal nie przekonanych dodam jeszcze, że smak jest naprawdę niebiański i tak daleki od tej wymemłanej, perfumowanej mazi, którą nadziewano pączki w czasach mojego dzieciństwa.

Konfiturę możemy dodawać do wszystkiego – od nadzienia do ciast, placków i ciasteczek, po mleczne koktajle, sery pleśniowe a nawet…mięso (o ile jecie i nie boicie się eksperymentować ;)). Magda pewnie powie, że to nie Pięcio-Przemianowo, ale  co tam, czasem słodka rozkosz od życia też się należy ;) Swoją drogą, niesamowicie musiałyby smakować lody różane… Chyba trzeba będzie spróbować w tym roku :) Aaaa, i koniecznie wypróbujcie tego cudeńka podczas kąpieli, jako nawilżający peeling do skóry. Czysta przyjemność :)


sobota, 7 stycznia 2012

Pójść w świat i powrócić do domu, czyli... Ósmego dnia Bogini odpoczęła ;)

Rassouli Art

Ten tekst dedykuję wszystkim kobietom, które uważają, że potrzebują dodatkowego dnia w tygodniu, aby odpocząć i zająć się sobą. 

W ferworze obowiązków domowych, pracy zawodowej, opiekowania się dziećmi, czas dla siebie zawsze odkładamy na później. Uważamy, że „musimy” wyrobić się z tą całą pracą, która tak naprawdę nigdy się nie kończy. Mamy ambicje aby być super pracownicami, idealnymi paniami domu, doskonałymi matkami, żywiołowymi kochankami. A do tego wyglądać zawsze pięknie. Hmm, tak na marginesie – czy to są nasze ambicje, czy może społeczny wymóg?

Obserwuję kobiety z mojego otoczenia, które funkcjonują w systemie ciągłego biegu - działać i produkować, działać i produkować. Nawet gdy pojawia się choroba, która jest wołaniem organizmu o odpoczynek, one nie zwalniają. Biorą antybiotyk – i do przodu.

Mój M., wniosek, o potrzebie ósmego dnia w tygodniu, skwitował stwierdzeniem, że chyba ma być po to, żeby nadrobić zaległości z poprzednich siedmiu dni. Coś w tym jest.
Pamiętam sytuacje z dzieciństwa, gdy moja mama, będąc zmęczona pracą domową, obowiązkami i nami - dokazującymi dziećmi, ostrzegała, że wszystko rzuci i „pójdzie w świat”. Teraz, gdy jestem już dorosłą kobietą, w kieracie dnia codziennego, uważam, że od czasu do czasu „pójście w świat” jest niezbędne dla zdrowia psychicznego, emocjonalnego i duchowego. Trzeba mi czasem „pójść w świat”, po to aby odpocząć, skupić się na sobie i swoich potrzebach, zregenerować siły, nabrać energii do działania. Stworzyć sobie ósmy dzień tygodnia. Nikt mi go łaskawie z góry nie przydzieli. Jeżeli sama w pierwszej kolejności nie zadbam o siebie, nikt za mnie nie zrobi. Pozostanie mi frustracja i narzekanie w stylu: „ja to wszystko dla nich i żadnej wdzięczności”. Hmm.... skądś znam te słowa. A Wy?

Pójście w świat” nie musi za każdym razem wymagać pakowania walizek i wyjazdu 150 km od domu – chociaż to też jest wspaniałe :) Usiąść na skąpanej w słońcu łące z widokiem na Karkonosze. Popijać kawę z termosu. Nic nie musieć. Iv – trzeba to powtórzyć :)

Na co dzień „pójście w świat” oznacza pozwolenie sobie na chwile wytchnienia, samotności i jak pisze Clarissa Pinokla Estés w „Biegnącej z wilkami”- powrót do domu – swojego wewnętrznego domu. Wewnętrzne odosobnienie jest dostępne każdej z nas tu i teraz, trzeba tylko sobie na nie pozwolić. Zatrzymać się. Znieruchomieć. W tej chwili. Nie myśleć o kolejnych sprawach do załatwienia, nie tworzyć list zakupów, nie rozpamiętywać przeszłych wydarzeń, nie projektować przyszłości, lecz wsłuchać się w ciszę podczas zwykłego zmywania naczyń, skupić się na chwili obecnej, jedynej która istnienie i oddychać głęboko. W ten sposób nawiązujemy kontakt z samą sobą, zaczynamy głębiej odczuwać swoje ciało i otwierać się na jego potrzeby. Spotykamy się z własną samotnością.

Właśnie taki jest cel samotności – stać się jednią. Jest to lekarstwo na tak powszechne u współczesnych kobiet wewnętrzne rozbicie (…) Samotność nie wiąże się z brakiem działania, jak się niektórym zdaje. Jest raczej darem i błogosławieństwem jakim obdarza dzika dusza” (Clarissa Pinokla Estés, Biegnąca z wilkami)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Wiedzieć, czego się chce... Marzenia noworoczne

I zaczął się ten długo oczekiwany 2012 rok. Co roku, z pierwszym dniem stycznia słyszę wszędzie o noworocznych postanowieniach, obietnicach i założeniach. Jakoś nigdy nie miałam zwyczaju osobiście robić takich postanowień, szczególnie tych nieco bardziej „przyziemnych”, a jednak najczęściej słyszanych dookoła, jak np.: „W tym roku schudnę, zacznę ćwiczyć, rzucę palenie, nauczę się hiszpańskiego, będę jeździć na rowerze, zrobię prawo jazdy itp., itd."

Far Far Hill

Nowy Rok natomiast był dla mnie zawsze pretekstem do przeanalizowania tego, co minione, doświadczone i dokonane w kończącym się roku. Jednak przede wszystkim był sposobnością do przypomnienia sobie i odkurzenia moich własnych, skrywanych głęboko marzeń, które zgubiły się gdzieś po drodze w ferworze pędzącego coraz szybciej roku, przyziemnych obowiązków, strachu, obaw i zwątpienia. I tak właśnie początek roku to dla mnie czas, w którym nabieram dystansu do siebie i świata, świeżego spojrzenia, nowej energii i odwagi do działania. Marzenia wreszcie wychodzą na pierwszy plan, a cały rok jest jak biała kartka do zapisania, gdzie nie ma rzeczy niemożliwych, i tylko ode mnie zależy, co zostanie na niej nakreślone, jak wiele z tych marzeń stanie się rzeczywistością.  

Bo marzenia, choć dla wielu tak nierealne i dalekie, naprawdę się spełniają. Najważniejsze, to przede wszystkim mieć marzenia. Co więcej, mieć jasno sprecyzowane marzenia. Jednak wiedzieć, czego się chce, o czym się marzy, to nie wszystko. Pewnie nie jedna  z nas marzyła o doświadczaniu wspaniałych rzeczy, zdarzeń, relacji etc., jednak rzadko kiedy udawało nam się je faktycznie przeżywać. 

Często dzieje się tak dlatego, że marzenie to tylko punkt wyjściowy, a nie istota sama w sobie. Jedną z istotniejszych rzeczy jest siła marzenia - jak bardzo czegoś pragniemy, jak pożądamy, jak silne są nasze uczucia i emocje względem danej kwestii. Często ludzie mówią: „Ale ja naprawdę marzę o tym, aby być bogatym/bardziej rozwiniętym duchowo/zdrowym etc.” Ale czy oby na pewno? Czy to do czego dążymy, czego pragniemy nie jest tylko jedną z koncepcji narzuconych nam przez otoczenie? Czy standard ogólnie przyjętego dążenia do bogactwa nie przełożył się na naszą potrzebę bogacenia się? Bogactwa, którego wewnętrznie, gdy tak naprawdę szczerze spytamy samych siebie, może wcale nie potrzebujemy. Czy rozwój duchowy (wewnętrzny), który obecnie stał się wręcz modą, rzeczywiście jest naszym głębokim pragnieniem? Czy może chcemy po prostu „dorównać” koleżance, która odnosi w tej dziedzinie niezwykłe sukcesy. Czy naprawdę chcemy być zdrowe? Czy może jednak wolimy być chore, aby ludzie mogli nam współczuć i troszczyć się o nas?

To jest tylko kilka teoretycznych przykładów, ale tak naprawdę porównywalne podejście możemy zastosować względem wszystkiego, co nas otacza. Dopóki nie wypracujemy w sobie uczucia pełnego, czystego, bezwarunkowego pragnienia danej „rzeczy”, pragnienia zgodnego z naszą najgłębszą istotą, nie będziemy w stanie spełnić własnego marzenia.

Często ludziom wydaje się, że muszą bardzo się starać, żeby marzenia wreszcie się zrealizowały. Jednak im bardziej się staramy, im więcej wysiłku w coś wkładamy, im bardziej o coś walczymy, tym bardziej blokujemy przepływ pozytywnej energii, a tym samym możliwość realizowania się naszych celów, a co za tym idzie, również marzeń. Aby uwolnić się od tego toksycznego schematu, ważne jest, abyśmy nauczyły się „puszczać”.

„Puszczanie”, to świadome uwalnianie się od blokad, lęków i obaw. To pozbywanie się barier i poczucia braku. I nie mówię tu o skrajnym odpuszczaniu sobie wszystkiego, lecz o zdrowym zbalansowaniu i zharmonizowaniu naszej codzienności, szczególnie w odniesieniu do negatywnych emocji i doświadczeń. Moje własne życie często płynęło pod prąd. Osiągałam cele wielkim kosztem, zmagając się i walcząc z wszelkimi kłodami, jakie rzucano mi pod nogi. Dopiero, gdy nauczyłam się „wyluzowywać” i „puszczać” wszystko, co powodowało we mnie napięcia, stres i strach, gdy szczerze zaufałam sobie i światu, życie po raz pierwszy zaczęło płynąć z nurtem, tak naturalnie i pozytywnie. Stało się tak, ponieważ gdy naprawdę „puszczamy”, energia wszechświata może swobodnie przez nas przepływać, a nasze marzenia i cele mają wreszcie przestrzeń i siłę, żeby móc przybierać realne kształty.

Chcenie czegoś, marzenie o tym i „puszczanie” tego co negatywne, to jednak nie wszystko. Aby pomóc naszym marzeniom, kluczowe jest, abyśmy myślały i mówiły o nich tak, jakby już były rzeczywistością lub (dla tych bardziej opornych) jakby chociaż się nią stawały. Jest to tzw. afirmacja i wizualizacja. „Myśl o tym, że czegoś chcemy, jest oświadczeniem wobec wszechświata – stwierdzeniem prawdy – którą wszechświat potem wprowadza do mojej rzeczywistości. (…) Z chwilą, gdy wypowiesz słowa “Ja chcę” (czegokolwiek), wszechświat odpowiada “Zaiste chcesz” i zsyła dokładnie to doświadczenie – doświadczenie “chcenia” tego!” („Rozmowy z Bogiem”, księga II, N.D. Walsch). Nic poza tym! Dlatego tak ważne jest afirmowanie i mówienie o naszych marzeniach w formie dokonanej – „ja mam”, „ja jestem”, „ja tworzę” etc., a nie w formie „chcenia” – „ja chcę”. Co więcej, pozytywne wizualizowanie naszych pragnień w największych detalach, precyzowanie szczegółów i tworzenie „tablicy marzeń” pozwala nam uzyskać dokładny, niemal realny obraz tego, o czym marzymy. A stąd już jedynie mały krok do faktycznego urzeczywistnienia naszych pragnień.

Jednak kwestią najważniejszą, ogniwem zespalającym powyższe elementy i jednym z największych czynników motywujących jest wiara (proszę nie mylić jej tu z czysto religijnym aspektem). To właśnie siła wiary zwiększa moc i realność danego marzenia. Szczera wiara w spełnienie naszego marzenia i powodzenie celów, to często forma przyzwolenia sobie na nie – przekonanie siebie samej, że naprawdę zasługujemy na to, o czym marzymy, że jesteśmy warte tego, czego pragniemy i z ogromną łatwością możemy to osiągnąć. Wystarczy uwierzyć i zacząć działać :)

Wszystkie te czynniki stanowią nieodzowną część całego procesu tworzenia. Wzajemnie się uzupełniając, tworzą komplementarną całość. Wszystkie są od siebie zależne i każdy ma ogromny wpływ na właściwe działanie pozostałych. Dlatego tak ważne jest, abyśmy pamiętały o każdym z nich, gdy zaczniemy odkurzać stare marzenia i szkicować te nowe – spełnienia których życzę każdej z Was w tym 2012 roku :)