Kiedyś, mówiąc delikatnie, nie lubiłam jesieni. Przesilenie jesienne, depresje, smutne nastroje i tym podobne klimaty. Kto tego nie zna? Dziś zachwyca mnie każde jej oblicze - od rozświetlonych złocistości, po zamglone brązy i czerwienie. I zastanawiam się, jak kiedyś te złosisto-deszczowe miesiące mogły mnie przygnębiać, gdzie nawet dźwięk kropli deszczu uderzających o szybę dziś wydaje się być tak optymistyczny.
Kiedyś potrafiłam cieszyć się tylko wiosną. Dziś doceniam uroki, piękno i energię każdej pory roku - wszystkie są tak różne i niezwykłe, pełne mocy na swój indywidualny, wyjątkowy sposób.
Może człowiek się starzeje, gdy jesień zaczyna kojarzyć się z wyciszeniem, zwolnieniem i ukojeniem. A może to po prostu natura przywołuje nas do porządku zgodnego z rytmem Ziemi, gdy związek z przyrodą staje sie coraz większy, energie się dostrajają, a ciało, dusza i umysł ulegają pełnemu sharmonizowaniu.
Deszcz za oknem, czerwone liście w wazonie, kominek, koc, książka i kubek gorącej imbirówki...
Nic więcej do szczęścia nie potrzeba.
Eh, gdyby tak każdy potrafił dostroić się do energii pór roku i funkcjonowania zgodnie z ich rytmem to byłoby pięknie, zamiast walić prosto przed siebie, cały czas na najwyższych obrotach.
OdpowiedzUsuńCiąglę się tego uczę i wychodzi coraz lepiej. Z czasem ludzie zaczną czuć tą potrzebę dostrojenia. Inaczej po prostu się nie da - energia Ziemi się zmienia, a wraz z nią "musimy" zmienić się i my.
Usuń